Kiedy będąc dzieckiem pierwszy raz stanąłem, przy stole do ping ponga (tenisa stołowego) i wziąłem do ręki rakietkę, zakochałem się w tym sporcie. Mogłem grać godzinami, prawie się nie męcząc, czerpiąc radość z grania i satysfakcję, kiedy piłeczka po karkołomnych lotach, trafiała ponownie na stół. Myśląc o tym z dzisiejszej perspektywy, ten moment, kiedy dużo grałem tj. szkoła podstawowa, wykształcił we mnie chęć wygrywania, co z czasem przekształciło się pragnienie zwycięstwa. Sięgając pamięcią wcześniej, przypominam sobie pewne ważne wydarzenie, którego byłem częścią w wieku około 6 lat. Jak dobrze pamiętam, odbierałem wtedy u mojej mamy w pracy, paczkę świąteczną. Wtedy, aby ją odebrać z rąk prawdziwego Świętego Mikołaja, pierwszy raz wszedłem na teatralną scenę. Schodząc z paczką świąteczną ze sceny, podbiegłem do mamy, aby się przytulić i powiedziałem… któregoś dnia, ja też będę na takiej scenie…. Dziecięce marzenie! Niby nic takiego, a jednak… Praktycznie przez większość dorosłego życia, nie zdawałem sobie nawet sprawy, jak wszystkie inne działania, w które byłem zaangażowany, podświadomie przybliżają mnie do tego celu. Ten drobny epizod z dzieciństwa, wewnętrznie rezonował we mnie, aż w wyniku różnych sytuacji coraz częściej stawałem na scenie. Najpierw jako ministrant, przy ołtarzu, czytając Pismo Święte, gdzie pierwszy raz usłyszałem swój głos przez mikrofon w kościele, a później coraz częściej w innych okolicznościach, pracy zawodowej oraz biznesie, który już w wieku 18 lat zacząłem.